Dzień 28: Garmo – Geiranger
Zmotywowani słoneczkiem i zapowiadającym się fantastycznym dniem, kierujemy się w stronę Lom czekającego za jakieś 20 km. Łatwo nie jest, często pod górę, ale w nagrodę objadamy się mniam mniam soczystymi poziomkami rosnącymi gęsto w rowach. Rzadko przejeżdżają tędy samochody, więc można śmiało wcinać smakołyki bez spalin.
Dzień 27: Hovringen – Garmo
Pobudka o 7.00, ale otwieranie oczu jak zwykle przeciągnęło się do 9.00. Scott (23 lata) też podobnie jak my się obudził, ale on do 12.00 nie wytoczył się z namiotu. Czyli nie jesteśmy najgorsi. Przed wyjazdem chcieliśmy mu dać jeden nasz licznik rowerowy, ale powiedział, że nie jedzie dla dystansu, tylko poznać przygodę. Racja mu! Ruszamy do miejscowości Sål, gdzie mamy nadzieję na skorzystanie ze skrótu przez góry do Vågan. Zaoszczędzimy tym samym 15 km, ale będziemy musieli pokonać spory podjazd.
Dzień 26: Hjerkinn – Hovringen
Wiatr przyciągnął nocny deszcz. Długo odkładaliśmy jazdę w taką pogodę, ale wkońcu zebraliśmy się, gdy na chwilę przestało padać. Mimo to cała droga mijała w deszczu, najgorzej jak dotąd, bo buty przemokły aż chlupotało. Nie pomogły woreczki foliowe na stopach, ani potem suszenie na stacji. Tyle dobrego, że kurtka nie przemokła pod foliową peleryną.
Dzień 25: Oppdal – Hjerkinn
Szybka pobudka i już o 9:00 jesteśmy na nogach. Po śniadaniu z pożywnych płatków z jogurtem i owocami już przed 10:00 ruszamy w drogę. Start jest OK, ale kiedy wyjeżdżamy z Oppdal zaczyna się podjazd na 600 m n.p.m.. W sumie nie robi to na nas wrażenia, bo już i tak jesteśmy w miarę wysoko. Jedzie się przyjemnie, bo choć pod górkę, droga wiedzie bardzo łagodnie.
Dzień 24: Soknedal – Oppdal
Dziś przywitało nas bezchmurne niebo. Namiot oczywiście rozstawiony w cieniu, więc nie miał szansy wyschnąć. Wynieśliśmy na słońce równie mokre ubrania rozwieszone przez noc pod sufitem. Wyruszyliśmy po lekkim śniadaniu już o 9.30, pełni nadziei na mycie na postoju z toaletami oddalonym o zaległe z wczoraj 3 km.
Dzień 23: Melhus – Soknedal
Pobudka o 7, ale Marlena otwiera drugie oko aż o 9. Bo chmury i ciemno. Pożyczamy szczypiorek z pola przed namiotem (konspira! będzie do białego serka) i ruszamy w kierunku Støren. Szosa przed nami jest prawie płaska, więc ignorujemy znaki zakazu dla rowerów i kontynuujemy podróż drogą E6, znów ekspresową. Po kilku kilometrach ekspresówka kończy się, więc był to lepszy wybór, niż zasuwanie wiejskimi dróżkami pod górę i w dół na zmianę.
Dzień 22: Muruvik – Melhus
Jest 19 lipca, kawałek drogi za nami. Poranek przywitał nas słoneczny, o ile godz. 12 można nazwać porankiem.. ;) W ciągu dnia drobny deszczyk popędzał nas do klimatycznego Trondheim, gdzie dotarliśmy bocznymi stromymi uliczkami i zadowoleni zasiedliśmy na ławeczkachw parku - pora na przekąskę. Przemarznięci bezruchem postanowiliśmy na spokojnie pozwiedzać okolicę.
Dzień 21: Skogn – Muruvik
Nie pierwszy raz pobudce towarzyszą odgłosy deszczu rozbijającego się o namiot. Jak zwykle w takich wypadkach, powoli gramolimy się z namiotu i w przerwach deszczu składamy przemoczony tropik. Coś czuję, że to będzie trudny dzień.
Dzień 20: Asphaugen – Skogn
Zmęczeni wydarzeniami wczorajszego dnia wstajemy późno, przed godz. 9, bo nawet na niewygodnych deskach spało się jak na chmurce. Dobrze, że rozbiliśmy się pod tą wiata, bo od rana kropi. Niespiesznie zbieramy się do drogi nie przejmując się deszczem na zewnątrz, ani godziną: już 12.30. Nasz cel to dotrzeć do Trondheim, teraz bardziej realistyczny, bo zostało nam już tylko ok. 120 km. Pocieszała nas świadomość nadrobionej odległości, ale niezmiernie zasmucił fakt, że zniknął duży nóż Andrzeja. Bo nie ma nic za darmo, los się upomni. Zapewne został gdzieś przy drodze, kiedy kroiliśmy kartony na "stopowy" napis. Cóż, mamy jeszcze scyzoryk... Za bilet tę ztak jakby zapłacone…
Dzień 19: Loding – Asphaugen
Zasypiałem zły i wstałem zły na te ceny. Ale co było, to było, pakujemy się w padającej mżawce i przejmującym wietrze. Priorytet na dziś to dotoczyć się do Fauske i ponownie przywitać szosę E6. Jakiś dziadek zagrabiający koło domu krzyczy do nas: „Cold and windy, ha ?!” Mistrz ironii :D